Miejska zabudowa Katowic praktycznie kończyła się sto kilkadziesiąt metrów za Rawą. Dalej ciągnęły się tereny przemysłowe. Pierwotny plan urbanistyczny Katowic, sporządzony przez Heinricha M. A. Nottebohma w roku 1856, wytyczył dwie osie miasta. Na osi wschód-zachód powstały Friedrichstrasse i Grundmanstrasse (dzisiejsze ulice Warszawska i 3 Maja) o klasycznej miejskiej zabudowie tego okresu (znaczną część Warszawskiej zajęła willowa zabudowa rezydencji miejskiej elity). Z kolei oś północ-południe przeznaczono na działalność przemysłową tereny te miały stać się jakąś wielką strefaąekonomiczną. To nie do końca wyszło. Od Rawy do wysokości Koszutki (będącej jeszcze wiejską osadą) działała Huta "Marta", huty cynku "Franz" i 'Fanny" (a później fabryka zwana Dworem Marii), no i niewielkie kopalnie z czasem skonsolidowane w położoną na wschód, dużą kopalnię "Ferdynand". Wszystko to razem, mimo iż dymiło wściekle, nie tworzyło jakiegoś szczególnie imponującego kompleksu przemysłowego.
Mimo tego przez długie lata przyjmowano, że szkody górnicze radykalnie degradowały potencjał urbanistyczny tych terenów. Budowanie na nich wielopiętrowych budynków miało być zanadto ryzykowne.
Niemniej po II wojnie światowej właśnie one skupiły na sobie uwagę urbanistów i architektów.
Wojenne szczerby
Szkody w zabudowie Katowic spowodowane II wojną światową - a konkretnie przejściem przez miasto frontu w 1945 i bandyckimi ekscesami czerwonoarmistów - nie były wielkie obszarowo, lecz bardzo bolesne. Pożary wzniecone przez sowieckich żołnierzy zrujnowały dużą część zabudowy w okolicy rynku - od wschodniej ściany ulicy św. Jana poprzez cały kwartał kamienic między św. Jana a Pocztową po zachodniej stronę tej ostatniej. Pożary nie ominęły też pobliskiej 3 Maja, których ofiarą padła część jej północnej pierzei aż po numer 11.
Przykre jednak było to, iż (oficjalnie w każdym razie) bynajmniej tego nie żałowano. Nawet środowisko polskich architektów, o politykach już nie wspominając, z niechęcią czy wręcz pogardą odnosiło się do architektury Katowic powstałej w XIX wieku i w początkach XX. Bo była pruska, niemiecka - czyli dla nich z definicji zła. Dlatego nie tylko nie planowano odbudowywać wojennych zniszczeń (co byłoby na ogół możliwe - dokumentacja budowlana większości budynków Katowic nadal przechowywana jest w miejskich archiwach), ale i z zapałem wyburzano by w Katowicach dalej. Ot tak, w imię postępu. Włodzimierz Gruszczyński, którego projekt (wraz z Andrzejem Domańskiem) z powodzeniem uczestniczył w konkursie na projekt regulacji Placu Centralnego (Rynku) w Katowicach, dowodził z zapałem bez mała rewolucyjnym:
Wadą projektu mogą być uznane proponowane wyburzenia. Często zarzucają nam, że nie jesteśmy jeszcze Europą. Wobec bogactwa Śląska sprawa wyburzeń jest sprawą drugorzędną. Stoimy u progu nowej wielkiej epoki i potrzebny jest pewien gest dla tej perspektywy, jaką ukazuje nasze jutro, za nasze jutro my jesteśmy odpowiedzialni, a jutro będą liczyć się tylko fakty.
Nawet jeszcze w latach 70. coś z tej atmosfery udzielało się polskiej
inteligencji. Stefan Kisielewski, bawiąc w Katowicach w 1970 r.,
zanotował w swoich "Dziennikach":
(...) łaziłem po ohydnych starych podwórzach, ciemnych, pruskich, przedwojennych (sprzed I wojny oczywiście), ohyda, ale jest w tym jednak jakiś smak przeszłości.
Takie to były czasy i tak to pisał o naszym historycznym, miejskim dziedzictwie światły przecież, mądry i spostrzegawczy Polak. Trzeba przyznać, że "Kisiel" jednocześnie zachwycał się istniejącą już wówczas nowoczesną zabudową południowej części Katowic, którą przedkładał nawet nad swoją Warszawę epoki Gierka.
W planach gigantyczne wyburzenia
W projektach z lat pięćdziesiątych XX wieku planowano wyburzenia oraz przekształcenia XIX-wiecznej architektury, traktowanej jako obce dziedzictwo. Miały ja zastąpić monumentalne budynki o historyzującym charakterze, takie jak gmach Biblioteki Śląskiej zaprojektowany około 1954 roku przez Tadeusza Łobosa czy Pawilon Wystaw Artystycznych z 1956 roku tego samego autora - pisze Aneta Borowik w książce "Nowe Katowice. Forma i ideologia Polskiej architektury powojennej na przykładzie Katowic (1945-1980)".
Plan perspektywiczny zagospodarowania przestrzennego Katowic z 1954 r.
został stworzony przez zespół architektów Miastoprojektu - Marię i
Andrzeja Wiczyńskich oraz Zygmunta Winnickiego. Tak omawiał go J.
Ziółkowski w artykule "Rozwój demograficzny i przestrzenny Stalinogrodu
na tle warunków społeczno-gospodarczych, jaki ukazał się na łamach
"Przeglądu Zachodniego" w roku 1955:
Centrum socjalistycznego Stalinogrodu skupiać się będzie wokół znacznie poszerzonego rynku. Ostanie się przy nim tylko obecny gmach teatru, reszta budynków, stanowiąca dziedzictwo epoki kapitalistycznej, ustąpi miejsca wielkim, nowoczesnym obiektom administracyjnym, handlowym i kulturalnym. W sąsiedztwie rynku, w kierunku rozdzielczego ronda na Chorzów, Siemianowice, Sosnowiec rozpocznie się już w najbliższych latach budowę monumentalnych gmachów Śląskiej Biblioteki Publicznej, Opery Śląskiej, hotelu Orbis, nowego hotelu miejskiego oraz Centralnego Domu Towarowego -
Do tego miały dojść dom kultury, nowy teatr, rozgłośnia radiowa, filharmonia, muzeum, siedziba DOKP, łaźnia, cyrk i dwa kina. Szeroki, za sprawą wyburzeń zintegrowany z rynkiem prospekt ulicy Armii Czerwonej (dawniejszej Zamkowej, dziś alei Wojciecha Korfantego) flankowany reprezentacyjną, monumentalną architekturą, stanowiłby doskonałą scenografię dla masowych manifestacji i wieców organizowanych przez komunistyczną władzę.
Wizjonerskie plany architektonicznej rewolucji miały całkowicie odmienić rynek i północ miasta. Zespoły architektów wręcz prześcigały się w tworzeniu alternatywnych planów przebudowy (i wyburzeń). Powstał i taki, z kilkunastoma punktowymi drapaczami chmur i ratuszem na planie wycinka okręgu:
Wszelako plany przebudowy Katowic nie doczekały się realizacji w proponowanym kształcie. Nie urzeczywistniono ich w epoce stalinizmu w dużej mierze dlatego, że opracowanie ogólnych planów zagospodarowania przestrzennego całego Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego ślimaczyło się przez całą pierwszą połowę lat 50. Tymczasem więc katowicki socrealizm zakwitł gdzie indziej niż przy Armii Czerwonej - na południe od linii kolejowej, gdzie powstały Pałac Młodzieży i Budynek Okręgowej Rady Związków Zawodowych, a w postaci budownictwa mieszkalnego na Koszutce i Ligocie. Jednak jak opisywał redaktor "Dziennika Zachodniego", jeszcze w 1961 r. wzdłuż ul. Armii Czerwonej w Katowicach stały 1- i 2-piętrowe budynki. Między nimi znajdował się przyciasny dworzec autobusowy, na północ zaś od skrzyżowania z ul. Dzierżyńskiego mieściły się stare rudery i puste tereny, baraki Fabryki Lamp Górniczych i mało dekoracyjna hałda.
Także i w nowej epoce gomułkowskiego PRL-u mówiono o potrzebie zacierania mieszczańskiej przeszłości i zmarginalizowania architekturze i budownictwie tego, co zostało w niej z pruskiej działalności. W przestrzeni katowickiego rynku z burżuazyjnym i pruskim dziedzictwem rozprawiono się radykalnie, niemal całkowicie wyburzając północną pierzeję wzdłuż Rawy. Ocalało jedynie kilka kamienic północno-wschodniego narożnika w sąsiedztwie teatru. A teren pomiędzy rynkiem a Koszutką został ostatecznie oddany pod nowoczesną zabudowę. Wyrosły tam Separator, Superjednostka, hotel "Katowice" (znajdujący się w jego sąsiedztwie katowicki "zamek", czyli rezydencję Tiele-Wincklerów, w latach 70. również uznano za wraży relikt i niestety zrównano z ziemią). No i oczywiście - już na wysokości Koszutki - Spodek.
Katowicki rynek przestał być rynkiem na skraju miasta. Można jednak postawić pytanie, czy w ogóle tego doczekał. Od lat 60. XX wieku był to już bowiem rynek niemal kompletnie inny.
_______________________________________
Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się do newslettera
ŚLĄZAG-a, a będziesz mieć pewność, że nie przegapisz innych naszych
ciekawych tekstów. Zapisy: www.slazag.pl/newsletter
Strefa ekonomiczna
Może Cię zainteresować: