Przypomnijmy: w maju 1972 roku stolica województwa miała już Spodek, a w ślad za nim całą listę poważnych inwestycji publicznych – na czele z gigantycznym centrum kultury w Parku Kościuszki, efektownymi biurowcami w pobliżu dworca czy właśnie muzeum zlokalizowane w cieniu powstańczych skrzydeł.
Muzeum z kinem pod ziemią
Konkurs na Muzeum Walki i Zwycięstwa rozpisano już w roku 1968. Nazwa? Taki kompromis pomiędzy państwową propagandą, a problematyką stricte powstań śląskich. W pierwotnych dokumentach obiekt ten figuruje jako Muzeum Aktu Powstańczego (później zdarzało się też używanie bardziej potocznej nazwy Muzeum Powstań Śląskich). Nad projektami pracowała czołówka śląskich i krakowskich architektów, m.in. Mieczysław Król, Ewa i Marek Dziekoński, Ludwik Konior oraz Jurand Jarecki i Jerzy Więckowski.
Gdzie? Tuż za skrzyżowaniem ówczesnej Armii Czerwonej i Rozdzieńskiego, dokładnie vis a vis biurowców KTW i rozpoczynającej się obok Strefy Kultury. Ważne też, co planowano w środku tego kompleksu. Po pierwsze: muzeum powstańcze, no jasne. Ale do tego, uwaga: kino, biblioteka, sklep Cepelii, punkty usługowe, kwiaciarnia oraz przestrzeń wystawiennicza dla miasta Katowice i… Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Powstania, Cepelia i ZBoWiD pod jednym dachem? Takie czasy, ale wyobrażacie sobie podziemne kino na początku lat 70. w Katowicach? Nawet jeśli grano by w nim jedynie „słuszne” produkcje rodzime i z krajów zaprzyjaźnionych?
Tak czy inaczej, konkurs został rozstrzygnięty w… Właściwie… Nie został. Jury pod przewodnictwem Andrzeja Czyżewskiego (ówczesnego szefa katowickiego SARP) wybrało dwie prace: Jareckiego i Więckowskiego. Wybrało, to znaczy: zakwalifikowało do finału, bo choć były najlepsze, ani jedna, ani druga nie spełniała wszystkich oczekiwań. W finale natomiast zwyciężył bezapelacyjnie Jarecki, projektując bardzo elegancki, oszczędny budynek z większością infrastruktury pod ziemią. Dzięki temu gmach utrzymany w czerni i bieli nie konkurował z sąsiednimi powstańczymi skrzydłami.
Zablokowała Warszawa?
Muzeum, w myśl założeń, miało być „jednym z najistotniejszych elementów nowego śródmieścia Katowic”. W czerwcu 1972 roku projekt został przygotowany przez Jareckiego, a budowa miała ruszać – jak pisała prasa: „od zaraz”. Planowano, że już w 1974 roku obiekt zostanie otwarty dla zwiedzających i nie trzeba dużej wyobraźni, by stwierdzić, że gdyby do tego doszło, Katowice miałyby najnowocześniejsze muzeum w Polsce, jedno z najnowocześniejszych wówczas w tej części Europy.
Budowa oczywiście nie ruszyła, Jarecki sugerował, że inwestycję „zablokowała Warszawa, po tym jak Katowice – mimo sprzeciwów centrali – jednak postawiły sobie Spodek”. Co pozostało po tamtej inwestycji? Po pierwsze, architekt wykorzystał część rozwiązań przy projektowaniu Biblioteki Śląskiej blisko 20 lat później. Po drugie – muzeum pod ziemią? Przecież jest po drugiej stronie ulicy, znacznie młodsze. Po trzecie, ciekawostka.
Z uzasadnienia sądu konkursowego pół wieku temu: „Poddane architektonicznym rygorom zgeometryzowane pasy zieleni nie tylko w harmonijny i organiczny sposób powiązały ośrodek kulturalny z pomnikiem, lecz nadały mu wyraźny, zdecydowany kształt, sprowadziły do właściwych proporcji, złagodziły oddziaływanie zupełnie różnych form”. „Zgeometryzowane pasy zieleni i przestrzeń pod ziemią” to znaki rozpoznawcze Muzeum Śląskiego.
I jeszcze jedno: gdyby projekt Jareckiego został zrealizowany, po latach nikomu nie przyszłoby do głowy, by podobne muzeum otwierać w Świętochłowicach. Nie wiadomo jednak, czy powstałaby Strefa Kultury, jaką dziś znamy...