Szef węglowej izby kontratakuje: "Cały węgiel w sklepie PGG, bo źli dilerzy? Świetny pomysł. Niech Orlen też sprzedaje paliwo przez internet i dowozi kurierem"

Niech kopalnie razem z buńczucznymi związkowcami nafedrują 4-5 mln ton węgla opałowego więcej, to gwarantuję, że ceny spadną do poziomów z zeszłego roku lub niższych. To się nazywa w ekonomii niewidzialną ręką rynku - mówi Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla, z którym rozmawiamy o kosmicznych cenach węgla, jego dilerach i sytuacji na rynku po wprowadzeniu embarga na surowiec z Rosji.

SlaZag.pl
Łukasz Horbacz

Związki zawodowe domagają się od Polskiej Grupy Górniczej wprowadzenia maksymalnych marż dla dilerów handlujących węglem od tej spółki. Co pan na ten pomysł?
Taki mechanizm funkcjonuje przecież już od wielu tygodni. W wystąpieniach medialnych mówił o tym wielokrotnie prezes Rogala, więc mam wrażenie, że jest to już informacja publiczna – autoryzowani sprzedawcy mają sprzedawać węgiel w cenach sugerowanych przez producenta. Na stronie internetowej PGG jest zresztą lista autoryzowanych sprzedawców i można zobaczyć w jakich cenach oferują oni węgiel z tej spółki. Są to ceny znacznie niższe, niż te, o których mówią związkowcy. Wystarczą do tego odpowiednie mechanizmy kontroli i temat załatwiony. Są więc metody, aby sprawę uregulować w sposób formalny.

To teraz jest mowa o kroku dalej – już nie sugestii, ale odgórnym ustaleniu marży.
Taki mechanizm miałby znamiona zmowy cenowej i mogłoby to wywołać interwencję UOKiK-u. Tu musieliby wypowiedzieć się prawnicy. Ja osobiście nie znam takiej branży, w której producent dyktuje po jakiej cenie dystrybutor ma sprzedawać jego produkt. Jeżeli jest to legalne, to być może można brać takie rozwiązanie pod uwagę.

No to alternatywą jest przejęcie całego handlu wyprodukowanym przez siebie węglem grubym przez PGG.
Trudno mi komentować takie pomysły. Sprzedając 4 mln ton węgla przez internet PGG stałaby się pewnie największym sklepem internetowym w Polsce, a może i w regionie. Tak tradycyjny produkt sprzedawany w tak nowoczesnym kanale na tak wielką skalę. Fenomenalny pomysł. Mam nadzieję, że firmy paliwowe pójdą tym samym śladem i w niedługim czasie będę mógł sobie zamówić 50 litrów diesla do mojej osobówki z dostawą kurierem w dowolne miejsce w kraju i to w dodatku taniej niż na stacji benzynowej. To dopiero byłoby coś... A tak poważnie - w szczycie sezonu kopalnie często korkowały się przy odbiorach całopociągowych i całosamochodowych. Nie wyobrażam sobie, aby przy takiej skali produkcji wywozić wszystko kurierem i aby pojedyncze palety jeździły po całej Polsce. Tona węgla to nie pudełko butów – logistycznie uważam ten pomysł za niewykonalny i mało ekologiczny. Co najważniejsze, jak od mieszania w garnku nie przybędzie zupy, tak od przekierowania węgla na nowy kanał dystrybucji nie przybędzie węgla. A to właśnie największy od lat niedobór surowca stanowi podstawowe wyzwanie dla rynku w tym roku.

Z punktu widzenia klienta coś tu jednak mocno nie gra. Skoro w sklepie internetowym PGG węgiel jest po ok. 900 zł za tonę, a na rynku trzeba zapłacić ponad 2000 zł, to trudno się dziwić, że ludzie są wściekli.
Obecnie mamy de facto dwa funkcjonujące równolegle rynki węgla opałowego. Rynek krajowy gdzie według mojej najlepszej wiedzy węgiel sprzedawany jest w cenach z przedziału 1200-1400 zł za tonę, ale go notorycznie brakuje. I rynek węgli importowanych z różnych egzotycznych kierunków, których również brakuje, a ich (bardziej rynkowe) ceny wahają się w przedziale 2500-3500 zł za tonę. Mowa tu oczywiście o cenach detalicznych brutto. Nie dziwi mnie to, że ludzie się irytują – dla firm handlujących również jest to niekomfortowa sytuacja. Proszę mi jednak wierzyć to nie my rozpętaliśmy wojnę na Ukrainie, i nie my wprowadziliśmy embargo, co praktycznie z dnia na dzień zdestabilizowało rynek. Funkcjonujemy na niezwykle konkurencyjnym rynku, na którym działa niemal 10 tysięcy firm. Chcemy, aby węgiel był tanim i konkurencyjnym paliwem, bo tylko to zapewni branży funkcjonowanie w długim terminie. Aby tak było, trzeba mocno zwiększyć jego podaż – czy krajową czy z importu. W przeciwnym wypadku lepiej nie będzie, a może być gorzej.

Związki twierdzą, że to za krajowy węgiel dilerzy żądają ponad 2000 zł.
Docierają do nas sygnały, że takie przypadki mają miejsce, ale uważam, że to jest margines. To pewnie jakieś pojedyncze jednostki, które nie są w stanie poddać się pokusie i sprzedają węgiel w wyższych cenach. Trzeba też wziąć poprawkę i zastanowić się, czy ktoś sprzedaje drogo z chęci zysku, czy robi to, żeby pokryć koszty funkcjonowania i przeżyć? Jeśli firma miała podpisaną umowę na zakup np. 100 ton węgla miesięcznie i handlując nim, przy zachowaniu normalnej marży, była w stanie zarobić na swoich pracowników, koszty utrzymania placu i na końcu wypracować jakiś zysk, a obecnie ta sama firma ma do dyspozycji np. 30 ton miesięcznie, bo nie jest w stanie nabyć większej ilości węgla, to na jakiej marży powinna dziś handlować, żeby pokryć swoje koszty? Tym bardziej, że te koszty rosną z miesiąca na miesiąc. Dodatkowo mamy sytuację, w której dostawca takiej firmy odcina ją w coraz większym stopniu od towaru stając się jej konkurentem. Jak konkurować z monopolistą? Jestem przekonany, że z tego powodu będzie zamykać się coraz więcej składów w najbliższym czasie. Czy to wszystko jednak powód, aby stosować odpowiedzialność zbiorową? Ja czuję się tym zniesmaczony. To mocno nie w porządku, że pewne grupy interesów chcą zrzucić winę za niedobór węgla na jego dystrybutorów. Pamiętam nie tak odległe czasy, gdy była sytuacja odwrotna – przy ogromnej nadwyżce towaru na rynku dilerzy handlowali w hurcie na marżach ujemnych tylko po to by nie płacić kar za niewywiązanie się z kontraktów. Wtedy jakoś nikt nie miał problemu z tym, że są zbyt niskie ceny węgla, które nie pozwalają zarobić na koszty utrzymania składu. Wtedy to był prywatny problem tych firm. Medal ma zawsze dwie strony. Tymczasem obecna narracja jest bardzo jednostronna. Proponuję sprawdzić ceny deklarowane na składach autoryzowanych sprzedawców producenta i przedzwonić w kilka miejsc. Są to ceny w przedziale 1200-1400 zł w przypadku węgli z PGG.

Gdyby tak było, to przed każdym takim punktem stałaby kolejka klientów aż po horyzont.
Nie, bo tego węgla najczęściej nie ma na placu. To jest sedno problemu – brak towaru, a nie cena. Cena nie ma znaczenia, gdy nie ma węgla dla wszystkich. Nie twierdzę, że nie ma go wcale, jednak handlowcy zwykle mają już sprzedane dostawy na kilka tygodni do przodu. Powtarzam raz jeszcze, to nie cena jest problemem, a dostępność węgla. Ceną się w kotle nie napali. Jeżeli chcemy obniżyć cenę, to należy zwiększyć podaż. Bardzo mocno ją zwiększyć, bo dziura po węglu objętym embargiem jest ogromna. Nie ma innego wyjścia. Oczywiście jestem sobie w stanie wyobrazić regulacje całego rynku, jak chociażby wprowadzenie cen maksymalnych, ale to się skończy tym, że w już w ogóle nie będzie węgla na składach. Jak za komuny. Należało jednak o takich konsekwencjach myśleć przy okazji embarga, bo to jest przyczyna tych wszystkich problemów, które w tej chwili mają miejsce, a one dopiero będą się nasilać, bo jesteśmy wciąż jeszcze daleko od sezonu grzewczego. To nawet śmieszne, że ci sami posłowie i senatorowie, którzy w kwietniu głosowali za embargiem, dziś dzwonią do nas z pretensjami o wysokie ceny węgla. Niby inteligentni ludzie, a nie widzą tak prostych zależności. Jeśli czegoś jest mało, to presja na cenę rośnie. Tak działa rynek. Nie można tego odczarować, ani uregulować przepisami.

Czyli winę za te ceny ponosi niedostateczna podaż węgla?
Tak, niech krajowi producenci razem z buńczucznymi związkowcami nafedrują 4-5 mln ton węgla opałowego więcej, to gwarantuję, że ceny spadną do poziomów z zeszłego roku lub niższych. To się nazywa w ekonomii niewidzialną ręką rynku. Nie rozumiem całej tej agresji, która skupia się na nas. Dilerzy nie są problemem. Podobno kraj był przygotowany na embargo na węgiel ze wschodu. Czyżby? Ludzie są wściekli, więc trzeba sobie znaleźć jakiegoś wroga, najłatwiej to ostatnie ogniwo, które podaje węgiel klientowi, ale to nie my jesteśmy źródłem problemu. Swoją drogą, jeżeli autoryzowani sprzedawcy, tak mocno przez związkowców krytykowani popełniają jakiś błąd, to dlaczego sami górnicy, którzy dostają talony na węgiel handlują nimi w internecie, sprzedając węgiel po 1800-2000 zł za tonę? Przecież to nieetyczne. Sprzedawać tak drogo coś, co dostało się za darmo, bez akcyzy, VAT-u, CIT-u. Czarny rynek czarnego węgla aż furczy. Wystarczy zajrzeć na OLX-a, czy na fora internetowe związane z PGG, gdzie kwitnie taki handel.

Patrząc na całą tą sytuację z góry, wygląda to tak jakby branża podcinała gałąź na której siedzi. Bo jestem sobie w stanie wyobrazić, że klient, który ma w ciągu sezonu wydać kilkanaście tysięcy złotych na węgiel zacznie się poważnie zastanawiać nad zmianą źródła ogrzewania.
Wcale mnie to nie dziwi. Niestety, cały postęp jaki udało się przez lata osiągnąć w poprawie parametrów jakości powietrza w nadchodzącym sezonie grzewczym trafi szlag. Ubóstwo energetyczne pośród ogrzewających się węglem wzrośnie do niebywałych poziomów, a śmieci znów będą segregowane na palne i niepalne. Zmiana źródła ogrzewania to nie taka prosta sprawa. Zwłaszcza, że 70% domów w kraju to domy nieocieplone i słabo ocieplone. Zmiana źródła ogrzewania powinna iść w parze z termomodernizacją, a kogo dziś stać na inwestycję 100-150tyś. w cały pakiet. Poza tym – na co zmienić źródło ogrzewania? Na gaz, którego ceny w hurcie podrożały znacznie więcej niż ceny węgla i tylko czasu trzeba by przesączyły się do poziomu klienta detalicznego? Pellet, który podrożał niewiele mniej od węgla? Bo raczej w starym nieocieplonym domu nikt nie zdecyduje się na pompę ciepła. Krótkoterminowo, podejrzewam, że przy cenie bliżej 4000 zł/t taniej będzie chyba w każdym pokoju postawić farelkę i ogrzewać się w ten sposób dopóki ceny prądu jeszcze nie wzrosną. Choć z drugiej strony, jeśli nawet część z 3,5 mln gospodarstw domowych korzystających z węgla tak pomyśli, to sieci energetyczne padną tego samego dnia. Brak tu niestety pozytywnych scenariuszy. Pozostaje wiara w to, że rynek nie lubi próżni, i że w konsekwencji w kolejnym roku krajowe spółki będą fedrować na pełnej mocy, a światowe ceny węgla pójdą w dół.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon