Plac
Hutników w centrum Chorzowa. Kiedyś
stała tam fontanna, jeszcze wcześniej – hutniczy staw. Obok placu
przebiega estakada i jedna z najbardziej ruchliwych dróg w regionie,
czyli DK 79. Oprócz niej plac okalają urokliwe kamienice,
kilka przystanków i dwa niemieckie dyskonty spożywcze. W ciągu
dnia przez plac przetaczają się tłumy. Porządku strzeże surowe
oblicze
hrabiego Friedricha Wilhelma von Redena. Ale
to nie pomnik ministra
w rządzie Prus jest
dziś największą atrakcją tego miejsca, tylko
okazała tężnia solankowa z młynem przetaczającym wodę w jej
środku.
O budowie tężni w tym miejscu zdecydowali sami mieszkańcy Chorzowa w internetowych konsultacji społecznych, choć zasadność tego pomysłu, ze względu na problematyczne położenie kwestionował nawet sam wykonawca. – Tężnia solankowa w Chorzowie to też nawiązanie do historii naszego miasta. Jeszcze przed ogromnym rozwojem przemysłu nasza miejscowość była uzdrowiskiem. Teraz o tej ciekawej historii będzie przypominać też tężnia – mówił w momencie otwarcia Andrzej Kotala, ówczesny prezydent Chorzowa. Koszt rewitalizacji skweru wraz z budową tężni wyniósł 5 milionów złotych. Solanka przyjeżdża do Chorzowa z Zabłocia i Ustronia. Koszty eksploatacyjne w 2024 roku wyniosą ok. 34 000 zł, jak poinformował nas chorzowski magistrat.
Tężnia w każdej gminie
– Kiedy szlag trafił PRL, to każde miasto chciało mieć fontannę. Taka panowała wówczas moda. W Bytomiu był nawet projektach uruchomienia czterdziestu dwóch fontann. Moda szybko umarła, bo samorządy nie miały wtedy odpowiednich pieniędzy. Ale po dekadzie ich miejsce w przestrzeni i wyobraźni zajęły tężnie solankowe – mówi nam Jerzy Stożek, architekt tężni solankowych i założyciel firmy ASA Stożek Architekci.
Obecnie
w Polsce działa ok. 400 tężni
solankowych.
Nie
znamy ich dokładnej liczby, bo żaden organ publiczny nie prowadzi
ich ewidencji. W województwie śląskim trudno znaleźć gminę, w
której nigdy nie planowano budowy takiego obiektu. Obecnie
największe miasto naszego regionu bez działającej tężni to
45-tysięczne Świętochłowice, ale już za pół roku tamtejsi
mieszkańcy będą mogli pooddychać słonym „areozolem” w Parku
Heiloo.
Z
40 największych śląskich miast jedynie trzy nie posiadają publicznej
tężni, ani nie planują w najbliższym czasie budowy: Wodzisław
Śląski, Orzesze oraz Łaziska Górne.
Skąd tak duże zainteresowanie akurat na Śląsku? Być może z powodu większej świadomości i wrażliwości na zagadnienia związane z powietrzem oraz tęsknota mieszkańców wysoko zurbanizowanego regionu do wszelkich elementów kojarzących się z przyrodą. Równie istotny jest czynnik zagospodarowania przestrzeni i deficytów ciekawych miejsc dostępnych dla wszystkich za darmo. Dlatego młodzi spędzają wolny czas, włócząc się po galeriach handlowych, zaś starsi wybierają ławkę przy tężni solankowej.
Podobnie tę
kwestię postrzega
architekt Jan Stożek: –
Magia
tężni polega
też na tym, że jest to
generator przestrzeni publicznej. Takie ładne słowo. Szumi
woda, słoneczko świeci, można usiąść i pogadać. I to jest
największa
zaleta tego miejsca. Według mnie
to wypełniło
lukę źle zorganizowanych przestrzeni miejskich na
Śląsku.
Grzybki, paśniki, labirynty
Od
kilku lat tężnie wyrastają jak grzyby po deszczu. Większość
z
nich to
tężnie publiczne i darmowe,
budowane
z inicjatywy obywateli
w ramach budżetów obywatelskich lub przy udziale funduszy unijnych.
Pojawiają
się również tężnie prywatne, wyłącznie do użytku mieszkańców
danego osiedla, jak w przypadku jednej z inwestycji deweloperskiej w
katowickim
Brynowie.
Tężnie
swoim kształtem przypominają grody,
labirynty, grzybki, paśniki, solne ściany. Jedno z biur
architektonicznych z północy Polski ma w swojej ofercie kompaktowe
tężnie domowe w stylu futurystycznym, art deco lub glamour. W
Dębowcu samorząd postawił tężnie w samym centrum miasta, która spełnia również rolę przystanka autobusowego. Natomiast w Bieruniu
postanowili pogodzić tradycję z nowoczesnością. Solny „aerozol”
rozpylają tam inteligentne tężnie zasilane panelami słonecznymi.
Dzięki wbudowanym czujnikom ruchu robią to tylko wtedy, kiedy
kuracjusz usiądzie na ławeczce.
Mogłoby się wydawać, że ogólnospołeczna aprobata wobec tężni wyjęła je z pola polityki. Nic bardziej mylnego. Projekty na BO zgłaszane są przez kandydatów na radnych, którzy dzięki realizacji dużego projektu mogą wykazać się sprawczością i zyskać rozpoznawalność w mieście. Podczas niedawnych wyborów w Mysłowicach fake news o braku środków w budżecie miasta na realizację tężni wywołał kryzys medialny w szeregach starającego się o drugą kadencję Dariusza Wójtowicza.
Architekt Jan Stożek w rozmowie z nami wspomina o Krzysztofie Łazarzu, który jego zdaniem silnie przyczynił się do rozkręcenia mody na tężnie solankowe w naszym kraju, właśnie poprzez bezpośredni kontakt z lokalnymi samorządowcami.
- Jest to człowiek, który „zjadł zęby” na tężniach. Przez kilkadziesiąt lat stawiał je w Niemczech, po czym postanowił wypromować tę ideę na polskim rynku. Zaczął od Wieliczki w 2014 roku, a później objechał wszystkie gminy i miasta w kilku regionach Polski. Tężnie zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu, bo politycy obiecywali je w swoich programach. I tak powstały minitężnie, tzw. paśniki i grzybki, których funkcje lecznicze są żadne – wskazuje właściciel ASA Stożek Architekci.
Na
problem miniaturyzacji tężni solankowych zwracają uwagę również
inni badacze. Dr inż. Agnieszka Chudzińska z Politechniki
Warszawskiej w rozmowie z „Polityką” wskazuje, że wysyp małych tężni
prowadzi do degradacji obiektów, które pierwotnie miały służyć
zdrowiu. Zdaniem Jana Stożka, aby tężnia mogła spełniać swoję funkcję, musi mięć co najmniej 5 metrów wysokości i 50 metrów
długości. Oprócz tego istotne jest odpowiednie stężenie i
czystość solanki, jakość tarniny i prawidłowa konstrukcja tężni.
Faktem jest, że samorządy starają się optymalizować koszty, a wielkość tężni solankowej uzależniona jest nie od badań, wskazań lekarzy i architektów, ale maksymalnych wysokości budżetów obywatelskich lub dotacji unijnych w danym mieście. Budujemy coraz mniejsze obiekty, które posiadają jedynie wartość symboliczną i dają do zrozumienia mieszkańcom, że gmina rozwija się w dobrą stronę. - Małe tężnie w Niemczech, są większe od naszych największych. To co my robimy, to jest pewnego rodzaju moda – podsumowuje Stożek.
Obietnica „areozolu”
Nazwa „tężnia” pochodzi od słowa „stężać” i wiąże się
z technologią pracy tężni, czyli zwiększenia nasycenia soli w
roztworze. Kiedyś w ten sposób pozyskiwano sól kuchenną, jednak
rozwój kopalń wyparł tężnie, które stały się obiektami
zdrowotno-rekreacyjnymi.
Jak działa tężnia solankowa? Krople solanki muszą
spadać i się rozbijać o
szczelnie ułożone gałązki tarniny.
Najlepiej
kiedy kropelki
tłuką
się tysiące razy, wówczas w powietrzu zaczyna unosić się solny aerozol o faktycznych
właściwościach leczniczych.
Jednak dzieje się tak tylko wtedy, gdy tężnia ma odpowiednią
wielkość. Modelowymi przykładami są tężnie w Ciechocinku i
Inowrocławiu. Ta pierwsza to największy tego typu obiekt na
świecie: łączna długość ciechocińskich tężni to 1741,5
metrów, każda o wysokości 15,8 metrów. Dla porównania tężnia
uruchomiona w 2023 roku w parku przy Katowickim Centrum Onkologii
liczy 2 metry wysokości i 3 metry długości.
Tylko wokół dużych tężni jest w stanie wytworzyć się
mikroklimat, który sprzyja w leczeniu schorzeń dróg oddechowych,
zapaleniu zatok, alergii oraz nadciśnienia tętniczego. Powietrze w
takich miejscach jest czystsze. Aleksandra Burkowska-But, Agnieszka
Kalwasińska oraz Maria Swiontek Brzezinska w badaniu z 2014 roku
udowodniły, że liczba poszczególnych bakterii w okolicy tężni w
Ciechocinku jest nawet czterokrotnie mniejsza niż w centrum tego
miasta.
Jednak
nie wszyscy w środowisku zgadzają się, co do kwestii zmniejszonej
ilości drobnoustrojów wokół tężni. Piotr Sadowski, inżynier
inżynierii środowiska, który, powołując się na raport
rządowej Agencji Oceny Technologii Medycznych, stwierdza, że
działanie tężni w obiegu zamkniętym jest jednoznacznie negatywne.
W uzasadnieniu czytamy, że „nie ma żadnych badań ani dowodów na
pozytywny wpływ na zdrowie tężni solankowych pracujących w obiegu
zamkniętym solanki.
Taki
aerozol, po wielokrotnej cyrkulacji tej samej solanki, może być
nawet niebezpieczny dla zdrowia”. Ponadto
Piotr Sadowski przytacza opinię Narodowego
Instytutu Zdrowia Publicznego (PZH),
który ma
przestrzegać
przed przebywaniem w pobliżu takich obiektów. Może
to grozić
zakażeniem
m.in. pałeczkami z rodzaju Legionella. Jednak
do żadnego z powyższych raportów nie dotarliśmy, mimo
próby nawiązania kontaktu z PZH oraz Agencją Oceny Technologii
Medycznych.
Piotr Dąbrowiecki, specjalista od chorób wewnętrznych i alergologii, przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergie i POCHP w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wskazuje, że obietnica poprawy zdrowia, którą oferują miniaturowe tężnie, jest fikcją.
- Nie istnieją żadne badania na temat wpływu mikrotężni na zdrowie. O leczeniu nie ma mowy, ale nie znam żadnych badań czy publikacji medycznych, które udowadniałyby, chociażby działanie profilaktyczne. Osobiście jestem dalece sceptyczny. Miniaturowe tężnie nie zaszkodzą, ale powinny wisieć na nich tabliczki informujące, że nie mają działania leczniczego.
Kto
nadzoruje działanie tężni?
Obecnie największą popularnością cieszą się tężnie do 4
metrów wysokości, który nie wykazują żadnych funkcji
leczniczych. Z wyjątkiem relaksującego i kojącego dźwięku
generowanego przez spływającą wodę. Wiele osób, w tym
samorządowcy, nabiera się na leczniczy nimb unoszący się wokół
pojęcia tężni. -
Problem
z tężnią jest taki, że sprzedaje się mistyczne pojęcie, czyli
magię pewnej nazwy, za którą idzie ogólne przekonanie,
że to jest zdrowe – stwierdza
Jerzy Stożek.
Mimo
to
samorządy nie ograniczają
się w informowaniu o leczniczym wpływie tężni działającej w ich
mieście.
- Przebywanie w przestrzeni tężni pomaga w leczeniu m.in: zatok i górnych dróg oddechowych, nadciśnienia tętniczego, alergii, nerwicy wegetatywnej, niedoczynności tarczycy, chorobach reumatycznych, reumatoidalnego zapalenia stawów (RZS) chorobie Bechterewa (zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa) otyłości niektórych chorób ginekologicznych (oprócz nowotworów) - czytamy na stronie katowickiego magistratu.
Na
nasze wątpliwości
odnośnie leczniczego wpływu katowickich tężni
rzecznik prasowy UM Katowice odpowiedział:
- Solanka, która jest wykorzystywana w tężniach, pochodzi z ujęcia Korona z miejscowości Zabłocie Solanka. Jej właściwości lecznicze są potwierdzone przedstawionym przez dostawcę świadectwem wydanym przez Ośrodek Badań i Kontroli Środowiska. Podczas badań potwierdzona została obecność składników mineralnych, m.in. kationów sodu, potasu, wapnia, magnezu, żelaza, a także anionów fluorkowych, chlorkowych, bromkowych, jodkowych, siarczkowych
Ośrodek
Badań i Kontroli Środowiska nie
jest instytucją ani rządową, ani samorządową. Mimo poważnie
brzmiącej nazwy, OBiKŚ to oddział międzynarodowej korporacji
Eurofins. Niestety, nie udało się nam dotrzeć do świadectwa,
jednak można przypuszczać, że zostało ono wystawione na podstawie
badań laboratoryjnych samej solanki, a nie „aerozolu” wytwarzanego w
okolicy jednej z katowickich tężni.
-
Do solanki można dodać różnych rzeczy. Jaki
jest najprostszy sposób, kiedy
spadnie stężenie solanki w tężni?
10 worków soli drogowej.
Wsypuje
się
i sól się rozpuszcza. Nikt tego nie kontroluje – ostrzega
Jerzy Stożek.
O
sprawę
tężni solankowych zapytaliśmy również katowicki odział
Sanepidu:
- W obecnym stanie prawnym brak jest regulacji dotyczących tężni solankowych, usytuowanych poza lecznictwem uzdrowiskowym. Śląski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny nie dysponuje badaniami potwierdzającymi pozytywny lub negatywny wpływ instalacji solankowych na zdrowie ludzi. Uzasadnianie tez marketingowych leży poza kompetencjami organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej – czytamy w odpowiedzi.
Wspólnototwórcze inkubatory?
Tężnie to dziś towar eksportowy Polski. W 2008 roku podczas Expo w
Saragossie polski pawilon był jednym z najlepiej przyjętych
obiektów, a to właśnie tężnia zainspirowała twórców - pawilon
z zewnątrz przypominał klasyczną tężnię solankową. Ponadto
nasi producenci z powodzeniem radzą sobie na rynku niemieckim.
W kraju każda nowo otwarta tężnia wzbudza ogromne zainteresowanie.
Na przecięciach wstąg pojawiają się orkiestry, księża i
prezydenci. Z biegiem czasu obiekty stają się lokalnym inkubatorem
wspólnototwórczym - Piano Tężnia Festiwal w Katowicach - oraz
stałym miejscem spotkań i rozmów dla wielu osób. Nawet jeśli
zbyt małe tężnie nie pomagają w „leczeniu choroby
Bechterewa
i
niektórych
chorób ginekologicznych”,
to ich wpływ na psychikę i jakość życia okolicznych mieszkańców
jest warty zachodu.
- Po otwarciu tężni w Radlinie widziałem trzy wypełnione autobusy wycieczkowe, które przywiozły tam ludzi. Na początku nie było parkingu obok, ale zainteresowanie było na tyle duże, że samorząd musiał wynająć pobliską łąkę. Wtedy zrozumiałem, że wiara w magię tężni jest ogromna – podsumowuje Stożek.