-
My też nie jesteśmy zadowoleni. Nie
powinniśmy z tymi danymi do państwa przychodzić – stwierdził
Janusz
Dygaszewicz,
dyrektor departamentu Systemów
Teleinformatycznych, Geostatystyki i Spisów Głównego
Urzędu Statystycznego
podczas
wtorkowego (13 grudnia) posiedzenia sejmowej
Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych. I
było to zdecydowanie
najlepsze
podsumowanie całego wystąpienia przedstawicieli GUS na tym forum.
Bo
choć jednym z najważniejszych wątków posiedzenia Komisji było
rozpatrzenie
informacji Prezesa GUS
na
temat „wstępnych wyników Narodowego Spisu Powszechnego Ludności
i Mieszkań 2021 r., w zakresie struktury narodowo-etnicznej”, to
posłowie ani nie usłyszeli samego prezesa GUS (podobno miał spotkanie z przedstawicielami WHO), ani żadnych przełomowych
informacji w sprawie samych wyników spisu.
Śląsk największym skupiskiem niepolskich identyfikacji narodowościowych
- To trochę takie wyniki techniczne – powiedziała Dorota Szałtys, dyrektor departamentu badań demograficznych GUS przedstawiając (znane już) dane ze spisu, z których wynika, że ponad 33 milionów mieszkańców Polski (tj. prawie 87 proc. ogółu) stanowi ludność o jednorodnej polskiej tożsamości, niespełna 2,2 proc. deklaruje równocześnie narodowość polską oraz inną, ok. 1 proc. przyznaje się wyłącznie do narodowości innej niż polska, zaś 9,9 proc. jeszcze ma „nieustaloną identyfikację”.
-
W ujęciu regionalnym wstępne wyniki wskazują, że największym
skupiskiem niepolskich identyfikacji narodowościowych jest region
śląski – przekazała dyrektor Szałtys, podając w tym kontekście
liczbę prawie 517 tysięcy osób (ok. 194 tys. osób o innych niż
polskie identyfikacjach miano
się doliczyć w woj. pomorskim, zaś ponad 100 tys. osób w woj.
opolskim). Analogicznie też w woj. śląskim podczas spisu
wystąpiła największa koncentracja osób posługujących się w
domu językiem innym niż polski – ok. 437 tys. (w opolskim było
to prawie 108 tys., w pomorskim – ok. 150 tys.).
Metodologia GUS dyskryminuje Ślązaków?
- Ten materiał jest przejawem lekceważenia komisji. Jak można przygotować materiał, w którym mówimy, że nic się nie da zbadać – skomentowała podane przez GUS dane przewodnicząca komisji Wanda Nowicka.
W podobnym tonie wypowiadali się także pozostali członkowie sejmowej Komisji. Fakt, że ponad 14 miesięcy od zakończenia przeprowadzonego za pomocą internetu Spisu Powszechnego GUS twierdzi, że niemal co dziesiąty obywatel kraju wciąż jeszcze ma „nieustaloną identyfikację” narodowościową i językową wywoływał w najlepszym razie niedowierzanie. Część posłów pytała się jak to możliwe w XXI wieku i czy aby informatyzacja jakimś sposobem nie ominęła GUS-u.
Nie brakowało też sugestii, że cała sprawa drugie dno. Tego typu opinie pojawiały się zwłaszcza wobec podziału uzyskanych deklaracji narodowościowych na polskie, niepolskie i nieustalone, co o faktycznej liczebności mniejszości narodowych w Polsce, jak też grona osób deklarujących narodowość śląską nie mówi absolutnie nic.
- Dlaczego przyjęliście metodologię liczenia dzieląc ludzi na lepszych i gorszych? Dlaczego albo ktoś jest Polakiem, albo narodowości nieustalonej lub wyłącznie niepolskiej? Dlaczego jako Ślązak mam się czuć członkiem narodowości wyłącznie niepolskiej, czy osobą narodowości nieustalonej? To dyskryminacja mniejszości – stwierdził poseł Maciej Kopiec.
- Czy to problem zbierania danych i metodologii ich zliczania, czy to problem dorobienia właściwej ideologii politycznej do tego, że ok. pół miliona osób jest narodowości innej niż polska? Czy to kwestia metodologii, czy politycznej dyspozycji? - dopytywał Kopiec.
- Na jakiej podstawie prawnej lub faktycznej kategoryzuje się zarówno język jak i poczucie narodowe wyłącznie jako polskie i niepolskie? Wygląda na to, że te sformułowania zostały przygotowane wyłącznie w celach politycznej, jako narzędzie polityczne, a nie badawcze, czy statystyczne – dodała posłanka Gabriela Lenartowicz.
Państwo „metodą statystyczną” dowie się tego, czego nie dowiedziało się w spisie
Przedstawiciele GUS-u odrzucają zarzuty o granie na zwłokę i politycznie motywowane próby zaciemniania obrazu wynikającego ze złożonych deklaracji narodowościowych i językowych. Dyrektor Szałtys przypomniała, że przy okazji poprzedniego spisu w 2011 r. takich „nieustalonych przypadków” było prawie 2 miliony – potem metodami statystycznymi udało się zmniejszyć tą liczbę do pół miliona. Zwróciła uwagę, że opracowujący dane muszą zmierzyć się z tym, że istnieje pewna grupa osób, które wyemigrowały z Polski i nie wzięły udziału w spisie, a także przebrnąć przez kilkaset tysięcy informacji podanych w otwartych odpowiedziach.
- To wymaga bardzo solidnego podejścia. Niczego nie ukrywamy – zapewniła dyrektor Szałtys zapowiadając, że wstępne wyniki dotyczące struktury narodowej i językowej Polski GUS przekaże w kwietniu 2023 roku.
- Jesteśmy oczami i uszami polskiego państwa i gospodarki. Nie stać nas na to, by prowadzić jakieś machinacje polityczne. Te nieustalone dane są przedmiotem naszych prac metodologicznych. Bo jeżeli nie mamy jakiś danych, to możemy stosować metody statystyczne - powiedział dyrektor Janusz Dygaszewicz wyjaśniając, że docelowo grupa osób z nieustalonymi danymi nie powinna stanowić więcej niż 2-3 proc. Zasugerował też wszystkim, aby nie przyzwyczajać do obecnie pojawiających się wyników spisu.
- One procentowo będą mniej więcej takie same, ale ilościowo się zwiększą – ocenił Dygaszewicz.
Może Cię zainteresować: