Marek Papszun do tej pory był głównie klepany po plecach. Wiele osób zaczęło mówić, że to aktualnie najlepszy trener Polsce. Trudno się z tym nie zgodzić, bo wystarczy spojrzeć na aktualną tabelę PKO Ekstraklasy. Prowadzony przez niego Raków Częstochowa pewnie zmierza po mistrzostwo Polski i w tej chwili nad drugą Legią Warszawa ma siedem punktów przewagi.
Czym Papszun podpadł Bońkowi?
Trener "Medalików" znany jest z tego, że mówi wprost, co myśli na dany temat. Do tej pory zyskiwał tym sympatię. Nagle jednak pewna wypowiedź wywołała duże poruszenie w środowisku. Poszło o Lecha Poznań, którego ograł w miniony weekend 2:1. Przed meczem udzielił takiej wypowiedzi w TVP Sport.
- Nie zapomniałem całkowicie o porażce ze Slavią (w el. Ligi Konferencji Europy - przyp. red.). Nie jest też tak, że jakoś zazdroszczę tego Lechowi, bo wiem, że wiąże się to z kolejnymi, dodatkowymi wyzwaniami. Wiadomo, że awans do fazy grupowej (LKE - przyp. red) byłby znakomitym osiągnięciem, ale teraz gramy na dwóch frontach i skupiamy się wyłączne na tym.
W zasadzie nie padło nic odkrywczego. Papszun powiedział głośno to, co wiadomo od dawna, czyli że dla polskich klubów często awans do fazy grupowej europejskich pucharów jest pocałunkiem śmierci. Odbija się to potem na wynikach w lidze, bo w naszym futbolu rzadko się zdarza, aby kluby jednocześnie grały z sukcesami w Europie i w Polsce.
Wypowiedź pewnie szybko przeszłaby do historii, ale głos zabrał Zbigniew Boniek. Legendarny piłkarz słynie z tego, że zna się na wszystkim i na każdy temat musi się wypowiedzieć. W dodatku uwielbia wbijać szpileczki i prowokować.
- Z taką mentalnością to się nie dziwię, że polskich trenerów nikt później nigdzie nie chce - powiedział "Zibi" na kanale Prawda Futbolu pod adresem Papszuna.
Nokautująca riposta trenera Rakowa
Były prezes PZPN może nie wziął pod uwagę tego, że tym razem ma do czynienia z przeciwnikiem, który w ripostach być może jest lepszy od niego. Był spokojny niedzielny wieczór, gdy Papszun po ograniu Lecha rozmawiał z Canal+ Sport. Nagle dowiedział się, co na jego temat powiedział Boniek. No i posłał legendzie cios, po którym wylądował na deskach.
- Jeśli chodzi o pana Bońka, to nie jest specjalnie autorytetem trenerskim, bo ja osobiście pamiętam jego dokonania w reprezentacji Polski. Akurat byłem na meczu z Łotwą, gdzie niestety doszło do dużej kompromitacji. Chyba jakichś osiągnięć specjalnych też za granicą nie miał, mimo że tam pracował. To może jest też wyznacznik, że nie mamy tej historii przez to, że nikt nie umiał jej też stworzyć - wypalił szkoleniowiec Rakowa.
Papuszun trafił w bardzo czuły punkt, bo kariera trenerska Bońka to pasmo porażek. Z US Lecce spadł z Serie A. Z AS Bari zrobił dokładnie to samo. Potem dostał robotę w Sambenedettese z Serie C1 (trzeci poziom rozgrywkowy) i zwolniono go przed końcem sezonu. Twarz mógł uratować jako selekcjoner reprezentacji Polski, ale to była kompromitacja na całej linii. Kadrę poprowadził w pięciu meczach, a do dzisiaj wszyscy pamiętają wstydliwą porażkę z Łotwą w eliminacjach Euro 2004.
"Zibi" do dzisiaj woli nie wypowiadać się na temat pracy w reprezentacji. To typ człowieka, który o sukcesach może mówić bez końca (nie dając dojść do głosu rozmówcy), ale gdy schodzi na porażki, to nagle... znowu mówi o swoich wielkich dokonaniach. Dlatego też nie dziwi, że nagle spasował po ciosie od Papszuna.
"Przyjmuje cios i życzę powodzenia panie Trenerze. Czekam na pańskie sukcesy w pucharach europejskich" - napisał na Twitterze.
Co wolno wojewodzie...
Sprawa zamknięta, można się rozejść, ale... Do akcji nagle wkroczyli obrońcy Bońka, którzy zaczęli atakować Papszuna. Od razu ciśnie się na usta słynne powiedzenie: "co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie".
- Wchodzą (Boniek i Papszun - przyp. red.) w takie niepotrzebne polemiki. "Zibi", jak to "Zibi", lubi zaczepić. Natomiast wydaje mi się, że gdyby Marek odpowiedział na zaczepkę w sposób: "Panie Zbyszku, szanuję, był pan wielkim piłkarzem, wygrywał pan europejskie puchary, grał pan co trzy dni w Juventusie, ma pan rację", to nic by się nie stało. Byłoby uspokojone - mówił komentator Mateusz Borek w Kanale Sportowym.
"Czy polscy trenerzy piłkarscy szaleju się najedli? Piotr Stokowiec obraża Puszczę Niepołomice, lidera 1 ligi choć jego wyniki przy statystykach Tomasza Tułacza blado wyglądają. Marek Papszun atakuje Zbigniewa Bońka, bodaj najbardziej rozpoznawalnego w Europie Polaka z futbolu" - napisał z kolei na Twitterze były prezes PZPN Michał Listkiewicz.
Borek i Listkiewicz jednak zapomnieli o jednym. Cała "afera" zaczęła się od słów trenera, które w ogóle nie były skierowane do Bońka. To "Zibi" jak zwykle wyrwał się do tablicy i musiał się liczyć z tym, że w końcu jego słowa nie pozostaną bez reakcji.
Papszun ostatnio przekonuje się na własnej skórze, że z sukcesami pojawiają się także ludzie, którzy nie są życzliwi. Kilka dni wcześniej uaktywnił się Wojciech Kowalczyk, czyli legenda Legii. W programie "Liga Minus" stwierdził, że Raków "gra śmietnik", bo najważniejsze są trzy punkty. Wtedy szkoleniowiec Rakowa zachował się z klasą.
- Bardzo lubię Wojtka, niezwykle ceniłem go jako zawodnika Legii Warszawa. To taki legionista z krwi i kości, który czasami nie szczędził ostrych uwag także piłkarzom swojego byłego klubu. Co do jego wypowiedzi na temat Rakowa, to... wybaczam mu (śmiech). Zakładam, że nie ogląda naszych spotkań i dlatego tak ocenia grę drużyny - odpowiedział w TVP Sport.
Raków Częstochowa i Marek Papszun muszą przygotować się na jeszcze więcej uszczypliwości. Zawsze w Polsce robi się gorąco, gdy mistrzostwo kraju zdobywa klub, który nie jest z Warszawy lub Poznania. Wtedy pada hasło: "przecież i tak nie awansują do Ligi Mistrzów". No to nie pozostaje nic innego, jak życzyć "Medalikom", aby najpierw sięgnęli po tytuł, a potem sprawili sensację i dostali się do europejskiego raju, gdzie co dwa tygodnie będą słuchać hymnu Ligi Mistrzów.