Z południa na północ. Oto pięć pięknych, choć mniej znanych fragmentów Jury Krakowsko-Częstochowskiej, które warto odwiedzić

Czas jakiś temu znajomy z Warszawy napisał do mnie spontanicznie: „Mam kilka dni wolnego, pomyślałem, że mógłbym zamiast w góry wybrać się na zwiedzanie Jury. Co polecasz?” „Jury? Chyba kawałka Jury?”. „No dobrze, to który fragment tej Jury?”. No właśnie. Oto pięć fragmentów Jury Krakowsko-Częstochowskiej, które warto odwiedzić.

Jura Krakowsko-Częstochowska, czy też wyżyna o tej samej nazwie, jest w mojej opinii jednym z najciekawszych fragmentów Polski. Pod względem każdym: historycznym, przyrodniczym, rekreacyjnym czy turystycznym. I bardzo dobrze, że mamy ją w większości. Niekoniecznie jako Śląsk, ale jak najbardziej jako województwo śląskie. Trzeba pamiętać, że gdyby nie historyczny Śląsk nie byłoby Szlaku Orlich Gniazd, nie byłoby tego unikatowego w skali Europy szlaku warowni wkomponowanych w wapienne skały. Strach przed walecznymi i nieobliczalnymi księstwami śląskimi oraz strefą wpływów Korony św. Wacława zrodził nam takie cudo. W tym podziale jednak nie skupię się celowo ani na zamku w Podzamczu, błędnie nazywanym zamkiem w Ogrodzieńcu. Ten wypromowany jest maksymalnie, łącznie z wielomilionową publicznością platformy Netflix. Nie wspomnę też o zamku w Olsztynie w skłonie Gór Sokolich ani rozpoznawalnego z doskonale nakręconej, nagradzanej na dziesiątkach festiwali historycznej superprodukcji z pieniędzy podatników, czyli „Korony Królów”. Zostawię Wam mniej znane zakątki Jury. Dla koneserów.

Dalekie południe Jury

Zacznijmy od południa. Jura zaczyna się lub kończy w Krakowie. Według jednych na wzgórzu wawelskim, a według innych – po drugiej stronie Wisły, w okolicach opactwa w Tyńcu lub zalewu w Zakrzówku. Pomiędzy doliną Wisły a autostradą A4 i popularną drogą „olkuską” z Krakowa do Dąbrowy Górniczej rozpościera się południowy kraniec tej krainy, bogaty w wąwozy i doliny o naprawdę wyjątkowym klimacie. Wędrówki dolinami Bolechowicką, Kluczwody czy Będkowską nie należą do wybitnie trudnych a sprawą radość i widokowe nasycenie każdemu choćby trochę wrażliwemu na nieco bardziej rozbudowany krajobraz, niż rzepakowe pola koło Zbrosławic czy połacie lasu koło Koszęcina. Wracając z sobotniej czy niedzielnej wycieczki można zahaczyć o położony na wulkanicznym neku zamek Tenczyn w Rudnie albo zajrzeć do skansenu wsi nadwiślańskiej w Wygiełzowie pod zamkiem Babice.

Południe Jury

Odcinając dolinki podkrakowskie jako osobny region fizyczno-geograficzny dotrzemy zapewne w okolice Olkusza i Wolbromia, czyli w rejon Ojcowskiego Parku Narodowego i doliny Prądnika. I to jest znów taka oczywistość turystyczna, że nie pasuje mi do zestawu. Z Ojcowem łączę mnie sentymenty, bo tam praktyki z meteorologii mają studenci Uniwersytetu Śląskiego, jednakże w weekendy Ojców potrafi być nieznośny. Szczerze polecam wędrówkę doliną Sąspowską z parkingu górnego zamiast popularną doliną Prądnika. Ale kilka chwil na wschód od Ojcowskiego Parku Narodowego znajduje się Dłubniański Park Krajobrazowy – mniej znany i mniej odwiedzany kryje w sobie, coś, co miłośnicy określeń w stylu „Wenecja Wschodu” śmiało nazwą „Polskim Yellowstone”. To krasowe źródła, miejsca, w których woda wypływa z spektakularny sposób spod ziemi wśród feerii barw – najczęściej turkusowych odcieni. W dolinie Dłubni wartom odwiedzić takiej miejsca jak Wierzchosławice, źródła Jordan i źródło Hydrografów.

Środek Jury

Jura środkowa to ta właściwa Jura, którą zna najwięcej turystów. Rozpościera się mniej więcej od granicy województwa śląskiego z małopolskim i ciągnie gdzieś do wysokości Żarek i Mirowa. Spektakularne zamki i strażnice, popularne miejscowości turystyczne, niestety – sporo „szyldozy” i turystycznej czkawki również. Serdecznie sugeruję dopisać do listy „miejsc nieoczywistych” Jury dwa punkty znajdujące się na przeciwległych krańcach tego odcinka. Jest to dolina Wodącej niedaleko zamku Pilcza w Smoleniu. Miejsce, które w śladzie suchej doliny oferuje doskonałą wędrówkę (w dwie strony), możliwość spotkania się z obszarem zamieszkiwanym przez człowieka już w czasach starszych niż wyjście Mojżesza z Egiptu. Niedaleko stąd, w jurajskiej puszczy, chowają się jedne z najpiękniejszych Zegarowe Skały, jedna z najbardziej zapomnianych strażnica w Ryczowie i jedne z nadających się do zmiany nazwy, czyli Ruskie Góry. Na drugim krańcu leżą Żarki, będące moją ulubioną rekomendacją jako baza do zwiedzania Jury. Mają swoją stację kolejową (Żarki-Letnisko), mają ciekawą bazę gastronomiczną i noclegową, fascynującą historię, interesujące muzeum interaktywne i sporo tras rowerowych. Koledze z Warszawy doradziłem by przyjechał pociągiem i wziął ze sobą rower.

Północ Jury

Na północ od Żarek Jura zbliża się do Warty. Tym razem jednak w najpiękniejszy możliwy sposób – przełomem. I przełomem do mojej listy rekomendacji wdarły się stąd takie miejscowości jak romantyczny Mstów ze Skałą Miłości i intrygującą historią miasta wybitnie starego i wpływowego, Przyrów i okolice, gdzie rzeka Pilica rozlewa się meandrami niczym Amazonka (to jedyne takie miejsce w woj. śląskim, które trochę przypomina klimaty Podlasia), Mirów – dziś dzielnica Częstochowy, czy oczywiście Janów ze Złotym Potokiem. Choć pewien popas w przydrożnej karczmie w dolinie Wiercicy wspominam jako jeden z najgorszych w życiu, to ranga kompleksu parkowo-pałacowego Potockich i Krasińskich w tej miejscowości oraz to, że nigdy nie zawiodłem się widokiem zabytkowej alei klonowej w tym miejscu – skutecznie uratowały miejscowość na wysokiej pozycji mojego rankingu. A pstrąg złotopotocki faktycznie jest najstarszy i najsłynniejszy z ziem polskich.

Daleka północ Jury

Najmniej znana część Jury to ta, której niektórzy nawet do Jury nie zaliczają. A kilka osób mogłoby się o to pokłócić. Może nawet sam Jakub Błaszczykowski, rodem z Truskolasów. Mam na myśli Jurę Wieluńską, która stanowi przedłużenie wyżyny poza Częstochowę. To wręcz rubieże województwa i historycznie ziemia, która nawet nie aspiruje ani do Śląska ani Małopolski. Kryją się tam jaskinie, groty, a wapienne ostańce tu i ówdzie wystają ponad powierzchnię ziemi. W woj. Łódzkim, w Załęczańskim Parku Krajobrazowym, nawet w postaci skalnych bram. Po „naszej stronie” polecam zagłębić się w temat rzeki Liswarty, która oferuje chyba najciekawsze „dzikie” spływy kajakowe w woj. śląskim oraz Krzepice z sąsiednimi ruinami bastionu w Dankowie, a także rezerwat Szachownica, który jest najbardziej namacalnym dowodem na to, co piszę.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon